czwartek, 24 listopada 2011

Gaz łupkowy – Polska w pułapce bogactw naturalnych?

O klątwie (pułapce) bogactw naturalnych pisze się zwykle w kontekście krajów afrykańskich (Angoli, Liberii, Sierra Leone, Konga, Zambii itd.) Jest ona wg Paula Colliera jedną z przyczyn reprodukcji biedy w krajach tzw. Globalnego Południa.
Hipoteza ta zakłada negatywną korelację pomiędzy posiadaniem zasobów naturalnych a rozwojem kraju. Okazuje się, że w krajach bogatych w zasoby, lecz o słabych lub złych rządach wysoce prawdopodobne jest wystąpienie: niegospodarności, nadużyć i korupcji urzędników, konfliktów zbrojnych, naruszenie praw człowieka, błędnej polityki gospodarczej, zahamowania niezbędnych reform, degradacji środowiska naturalnego i powstawanie gospodarek monokulturowych. To zaś skazuje społeczeństwo danego kraju na nieustające ubożenie.
Czy charakterystykę tę w jakikolwiek sposób można odnieść do Polski uważanej przecież za stabilną demokrację, z koalicją rozpoczynającą drugą kadencje swoich rządów?
Takie porównanie wydaje się uzasadnione w kontekście działań zmierzających do eksploatacji gazu łupkowego. Bogactwo narodowe z którego korzyści powinno czerpać całe społeczeństwo zostaje sprywatyzowane, zysk przechwytują nieliczni, koszty natomiast zostają uspołecznione (co jest egzemplifikacją neoliberalnej logiki). Pozostawienie mieszkańców terenów, na których aktualnie dokonuje się odwiertów próbnych bez jakiejkolwiek informacji na temat konsekwencji eksploatacji, dowodzi arogancji władzy wobec obywateli.
Zmiany prawa, w tym wyłączenie samorządów z opiniowania geologicznego (specustawa o autostradach), nacjonalizacja zasobów znajdujących się pod własnością gruntową (art.10 ustawy Prawo GiG), wprowadzenie możliwości wywłaszczenia właściciela działki przez koncesjonariusza w ramach tzw. celu publicznego, zapewnienie koncesjonariuszowi bezpłatnego, nieograniczonego dostępu do wód gruntowych (art.20 ustawy Prawo GiG), brak obowiązku rekultywacji terenów na których dokonywana jest eksploatacja (Art. 116 ustawy Prawo G i G) – wszystko to dowodzi, iż funkcjonariusze państwowi zamiast działać dla dobra publicznego, faworyzują wąskie grupy interesu (międzynarodowe koncerny , przemysł geologiczno-wydobywczy).

Na przykładzie agresywnych operacji zmierzających do wyprzedaży gazu łupkowego w Polsce kosztem lokalnych społeczności i środowiska naturalnego ujawnia się mechanizm wpływu korporacji i grup nacisku na aparat państwowy. Jakże wyraźnie dowodzi to niesprawności demokracji parlamentarnej.
Oburzajmy się !

reportaż z Rogowa
http://www.youtube.com/watch?v=3DhUqCf3FYM&feature=related

poniedziałek, 15 listopada 2010

Handel bronią vol 2. /Arms trade & development

„Kiedy rząd inwestuje w zbrojenia, zamiast w edukację, mieszkalnictwo, ochronę środowiska czy służbę zdrowia dla obywateli danego kraju – pozbawia całe pokolenie prawa do szczęścia i dobrobytu. Byliśmy w stanie doprowadzić do sytuacji, w której jeden egzemplarz broni palnej przypada na co dziesiątego mieszkańca globu, ale nie zajmujemy się likwidacją klęski głodu, mimo, iż mamy ku temu środki. Międzynarodowe przepisy pozwalają by prawie trzy czwarte całej globalnej sprzedaży broni wędrowało do krajów rozwijających się bez żadnych wiążących wytycznych. Nasze przepisy nie obarczają odpowiedzialnością krajów, które sprzedają broń do miejsc w których wykorzystywane są przeciwko zwykłym ludziom”. Oscar Arias Sanchez, laureat Pokojowego Nobla.

Według corocznego raportu Stockholm International Peace Research (SIPRI) pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ (US, Rosja, Chiny, Francja i Wielka Brytania) plus Włochy i Niemcy odpowiadały za sprzedaż 85% światowego uzbrojenia między rokiem 2002 - 2009. Światowe wydatki wojskowe osiągnęły poziom 1,5 biliona dolarów 2009 roku, co oznacza 6-procentowy wzrost w ujęciu realnym od 2008 roku, oraz 49 procentowy wzrost od 2000 r. USA są głównym kreatorem tego trendu. Wydatki wojskowe tego kraju stanowią prawie połowę światowych. Według SIPRI na jednego mieszkańca Ziemi na zbrojenie na świecie wydaje się 225 dolarów. Dla porównania - ONZ i wszystkie jej agencje wydają rocznie około 30 mld dolarów, czyli 4 dolary na per capita. Z szybkiej kalkulacji wynika, że jest to mniej niż 3% procent światowych wydatków na militaria. Dodatkowo, przez prawie dwie dekady ONZ w obliczu trudności finansowych musiała ograniczyć szereg ważnych programów rozwojowych.Kondycja finansowa organizacji z pewnością byłaby lepsza, gdyby jej członkowie uiścili zaległe składki członkowskie. Pod koniec 2009 zaległości samego USA stanowiły ponad 90% zaległych składek!


Międzynarodowy handel bronią a kwestia odpowiedzialności


Skoncentrowana geograficznie produkcja oznacza konieczność dystrybuowania broni na cały świat. Transparency International handel bronią umieściła na liście trzech najmniej przejrzystych i najbardziej korupcjogennych praktyk . Każdego roku międzynarodowe transakcje zbrojeniowe opiewają na około 60 mld dolarów. Około 75% wykorzystywana jest w krajach rozwijających się. Pomijając pytania retoryczne – w jakim celu zbroją się i gdzie wykorzystują sprzęt wojskowy USA, z jakiego powodu rosną wydatki na broń nowych potęg: Chin, Indii, Brazylii, warto zastanowić nad przyczynami i konsekwencjami rosnącego zbrojenia się krajów w rejonach najsłabiej rozwiniętych.

Od 1949 roku na Zachodzie istniał Komitet Koordynacyjny Wielostronnej Kontroli Eksportu - skupiał 17 państw, dysponentów najbardziej zaawansowanych technologii. Przez okres Zimnej Wojny skutecznie regulował rozprzestrzenianie się broni i technologii. Jednak na po upadku komunizmu atrakcyjność zysków z działalności biznesowej na światową skalę przerosła obawy dotyczące bezpieczeństwa. Komitet został oficjalnie rozwiązany w 1994 r. a producenci broni z Zachodu rozpoczęli handel międzynarodowy z neoliberalną gorliwością, nie bacząc na skutki.


Niekontrolowany przepływ broni prowadzi do ubóstwa oraz poważnych naruszeń praw człowieka. Handel bronią to nie jest handel jak każdy inny. „Produkt” nie będzie w nieskończoność czekał na pułkach magazynów. W końcu zostanie wykorzystany i sprzedawcę powinno interesować gdzie i w jakim celu. Oczywiście sam transfer broni nie jest przyczyną wybuchu konfliktów, ale dostęp do niej przedłuża je, intensyfikuje i kumuluje. W krajach rozwijających się problemem nie jest jednak nowoczesna i wysoko-wyspecjalizowana broń, lecz tzw. broń strzelecka i lekka.




„Broń ręczna to broń masowej zagłady” – podaje narrator filmu Devil’s Bargain (Sprzedawcy śmierci) kanadyjskiej reżyserki Shelley Saywell. I nie jest to jedynie zabieg retoryczny. Na świecie 1 egzemplarz broni małego kalibru przypada na 10 osób. Każdego roku powstaje 8 mln sztuk broni lekkiej. Z amunicji wyprodukowanej w ciągu roku każdego z nas możnaby zabić dwa razy. Broń strzelecka i lekka jest popularna z kilku prostych powodów. Jest tania. W niektórych państwa afrykańskich eden karabin można nabyć za kurczaka lub worek kukurydzy. Jest mobilna, trwała, łatwa do ukrycia, prosta w obsłudze, legitymizowana przez wojsko i policję.

“When the war ends, the guns remain”


Z broni małokalibrowej ginie rocznie pół miliona osób na całym świecie. Na lokalnych bazarach w Somalii można kupić każdy rodzaj pistoletów i karabinów. W tym pełnym przemocy kraju władzę sprawują ci, którzy mają środki, żeby zabić. Podobnie jest w wielu krajach regionu, w których broń wcale nie jest produkowana. W Somalii, jak i wielu krajach Afryki do konfliktu zbrojnego mogło dojść, gdy po upadku żelaznej kurtyny USA i ZSRR porzuciły na jej obszarach ogromne składowiska broni. Okazuje się, że broń lekka jest towarem, który bardzo szybko podlega recyklingowi, a raczej ponownemu użyciu. Po wojnach, mimo wcześniejszych ustaleń, broń nie jest niszczona ani odpowiednio przechowywana, lecz dystrybuowana do innych zagrożonych konfliktem regionów. Tak stało się w Bośni. Mimo, iż porozumienie pokojowe z Dayton z 1995 roku przewidywało zniszczenie pozostałej sztuk broni lekkiej, sami rząd amerykański uczestniczył w latach 2004-2005 w nielegalnym transferze 200 tysięcy sztuk AK47, które zniknęły z bośniackich magazynów i trafić miały do Iraku. Broń często przemyca się w ciałach ludzi i zwierząt lub nielegalnymi transportami lotniczymi. Z pogranicza somalijsko-kenijskiego - miejsca bez granic, broń do Nairobi przywożona jest na targ w ciałach krów. W 2-3 można schować 20 kałasznikowów.

Rola UE
UE odpowiada za około 1/3 przepływu broni do państw Afryki, Azji i Ameryki Południowej, czyli do krajów rozwijających się, których rządy przeznaczają na zakup broni w sumie ponad 20 miliardów dolarów rocznie. Są to kwoty, które mogłyby zapewnić darmową edukację wszystkim dzieciom z tych rejonów, a zainwestowane w służbę zdrowia zredukowałyby śmiertelność noworodków o 2/3. Kraje jak Erytrea, Jemen, Burundi, Ruanda, Uganda czy Nepal przeznaczają na zbrojenia kwoty większe niż na edukację i służbę zdrowia łącznie.
W rzeczywistości wiele krajów będących w stanie konfliktów czerpie broń (bezpośrednio lub pośrednio) od europejskich producentów. Taka praktyka jest wyraźnie niespójna z celami rozwojowymi Unii, której członkowie zobowiązali się do działań na rzecz zapewnienia w krajach Globalnego Południa stabilnego i zrównoważonego rozwoju społecznego.


Na forum międzynarodowym podejmowane są kolejne próby utworzenia Traktatu regulującego Handel Bronią (Arms Trade Treaty). Wyznaczałaby on kryteria przyznawania licencji na międzynarodowy handel bronią i oceniał ryzyko negatywnego wpływu na rozwój w danym regionie. W 2009 r. państwa członkowskie ONZ, na czele z Wielkiej Brytanią i Australią, zatwierdziły rezolucję dot. negocjacji traktatu o handlu bronią (ATT) - prawnie wiążącego instrumentu, który wprowadziłby wspólne standardy transferu broni konwencjonalnej". Propozycja traktatu ma być poddana głosowaniu na konferencji w 2012 roku.

czwartek, 7 października 2010

Rybołóstwo a rozwój/ tekst ukazał się w biuletynie Ubóstwo by PAH/ Fisheries and development policy

Łączenie rybołówstwa z kwestiami humanitarnymi nie jest automatyczną asocjacją. Zajmując się jednak międzynarodową wymianą produktów pochodzenia morskiego, owe implikacje stają się oczywiste


Dla miliarda ludzi zamieszkujących około 40 krajów rozwijających się, produkty pochodzenia morskiego stanowią fundament codziennej diety i są podstawą zarobkowania dla około 150 milionów ludzi. Tymczasem rosnący w ostatnich dekadach w krajach uprzemysłowionych popyt na ryby, tłuszcze i owoce morza doprowadził do wyginięcia wielu gatunków morskich. W konsekwencji doprowadziło to nie tylko do bezpowrotnej utraty bioróżnorodności, ale także postawiło w stan zagrożenia żywnościowego ludzi zamieszkujących najuboższe rejony świata, dla których ryby stanowią podstawowe źródła białka.


Według szacunków FAO rocznie 38 procent światowych połów podlega wymianie międzynarodowej (wolumen 55 milionów ton). Z tego to względu sektor rybołówstwa posiada wystarczająco duży potencjał, by odegrać istotną rolę w poprawie kondycji gospodarczej krajów Globalnego Południa. Przekonują o tym liczby - ponad połowa światowych połowów pochodzi rejonów rozwijających się, a 85 procent z całości, eksportowana jest do krajów uprzemysłowionych. Równocześnie FAO ostrzega - 75 procent światowych łowisk podlega nadmiernej eksploatacji. Populacje ryb większości mórz i oceanów gwałtownie spadają, ale podczas połowów giną także setki tysięcy morskich ptaków, żółwi i innych ssaków. Choć od ponad trzydziestu lat społeczność międzynarodowa próbuje przeciwdziałać ekstensywnej eksploatacji obszarów morskich poprzez wprowadzanie odpowiednich regulacji prawnych* nie zdołano zahamować negatywnej tendencji.


Zasadniczym przełomem była podpisana w 1982 roku w Montego Bay Konwencja Jamajska (UNCLOS, ang United Nation Convention on the Law of the Sea), która weszła w życie w po 12 latach, gdy ratyfikowała ją niezbędna liczba 60 państw (obecnie na liczba ta wynosi 158). Jednym z wielu celów Konwencji było ustanowienie zasad, które uniemożliwią nieograniczone połowy. Dlatego UNCLOS klasyfikując obszary morskie wyróżniła m.in. Wyłączną Strefę Ekonomiczną (EEZ, ang. Exlusive Economic Zone) – obszar na którym państwo nadbrzeżne posiada prawa suwerenne m.in. do eksploatacji zasobów żywych i nieożywionych w obrębie 200 mil morskich od linii brzegowej. Wszystkie państwa na jednakowych zasadach mogą korzystając z wolności morza pełnego, w tym z wolności żeglugi.


Ratyfikacja Konwencji o Prawie Morza (UNCLOS) w 1994 roku pociągnęła za sobą istotne skutki z punktu widzenia interesów gospodarczych sygnatariuszy. Wyznaczenie EEZs oznaczało oddanie pod jurysdykcję państw nabrzeżnych 95% światowych zasobów morskich. Do kompetencji tych państw należy odtąd decyzja o wydaniu zezwolenia na połowy obrębie EEZs flotom innych państw, ale jak zastrzega art.62 UNCLOS – decyzja taka może zapaść tylko wtedy, gdy państwo nabrzeżne dysponuje nadwyżkami ławic (gdy samo nie jest w stanie efektywnie odławia swoich zasobów). Otwarty dotąd dostęp do zasobów morskich – został zatem ograniczony, także dla floty UE, trzeciej co do wielkości na świecie.

„Spójność polityki na rzecz rozwoju to praca, która ma zapewnić, że cele i rezultaty rządowej polityki rozwojowej nie są zagrożone przez inne polityki tego samego rządu, mające wpływ na kraje rozwijające się, oraz że inne polityki wspierają rozwój tam, gdzie jest to możliwe”. OECD

Ostatecznie państwa UE uzyskują dziś dostęp do zasobów morskich państw trzecich poprzez negocjowanie umów akcesyjnych (rola KE), uzyskiwanie prywatnych licencji lub poprzez przedsięwzięcia typu joint venture. W praktyce europejskie floty rybackie uzyskują dostęp do zasobów morskich krajów trzecich (w większości rozwijających się) w zamian za nabywanie licencji, które stanowią rodzaj zapłaty i kompensacji finansowej dla krajów nabrzeżnych. Licencje te negocjowane są z krajami trzecimi przez KE w ramach FPA (ang. Fisheries Partnership Agreements) będących integralną częścią Wspólnej Polityki Rybołówstwa.

Mimo, iż oficjalnie UE wspiera implementację Zasad Odpowiedzialnego Rybołówstwa FAO (Code of Conduct for Responsible Fishieries) oraz dostrzega zależność między zrównoważonym rybołówstwem a redukcją ubóstwa – unijna realpolitik budzi wiele zastrzeżeń. Już sama kwestia procedur negocjacyjnych pomiędzy KE, a państwami rozwijającymi się przeczy zasadom partnerstwa i solidarności sformułowanym w kolejnych dokumentach regulujących współpracę na rzecz rozwoju (m.in.: Traktat o Ustanowieniu UE, Konwencja z Cotonou, Europejski Konsensus w Sprawie Rozwoju, Traktat o Funkcjonowaniu UE).

Ubiegłoroczny przykład umowy zawartej pomiędzy KE a Guinea–Bissau – obrazuje ów problem. Zaraz po sfinalizowaniu negocjacji Komitet ds. Rozwoju w PE, głosem europosłanki Evy Joly (Greens - EFA), wyraził ich krytykę, wskazując, iż grożą one zachwianiem równowagi tamtejszego ekosystemu (wyginięciem populacji krewetek) i udaremniają rozwój lokalnych społeczności (konkurencja miejscowych rybaków z wyspecjalizowaną flotą europejską). Stoi to w wyraźnej sprzeczności z art. 178 TUE definiującym współpracę rozwojową UE z krajami rozwijającymi się, która opierać się ma na zasadach zrównoważonego wzrostu. Dowodzi to tylko, iż WPRb, która za główny cel stawia sobie znalezienie optymalnej równowagi między podażą a popytem w interesie europejskich rybaków i konsumentów jest problematyczna z punktu widzenia celów polityki rozwojowej. Nasuwa się także pytanie o powody, dla których rząd, w tym przypadku Guinea -Bissau zgodził się na zawarcie umowy, która zagraża suwerenności żywnościowej mieszkańców kraju. Odpowiedź jest prosta. Opłaty licencyjne stanowią ponad 1/3 dochodów budżetowych rządu, a są o kwoty bez których funkcjonowanie i tak mało stabilnego państwa byłoby zagrożone. Nierównowaga jest oczywista. Niestety, po w prostym rachunku ekonomicznym chętnie wykorzystywana. Dlatego KE nie powinna porzucać ustaleń Konwencji z Cotonou, podkreślających wagę grupowania państw krajów podczas prowadzania negocjacji (grupa nawet najbiedniejszych państw dysponuje silniejszą pozycją negocjacyjną w stosunku do KE, aniżeli jeden kraj).

Największy jednak problem dotyczy handlu rybami pomiędzy UE a krajami rozwijającymi się, w szczególności zaś krajami grupy AKP, którym tradycyjnie poświęcam najwięcej miejsca. Mimo, iż eksport produktów z AKP na teren Unii mógłby stanowić znaczny impuls rozwojowy, to istnieje szereg trudności, które uniemożliwiają rozwój tego scenariusza. Faktem jest, że najsłabiej rozwinięte na świecie kraje (LDCs, ang. Least Developed Countries – większość z nich to kraje AKP) posiadają uprzywilejowany dostęp do rynków unijnych, dzięki regulacji EBA (Everything But Arms) przyjętej przez Radę w lutym 2001, która gwarantuje im bezcłowy i nielimitowany wstęp wszystkich produktów z tych krajów z pominięciem broni i uzbrojenia. Na przeszkodzie sukcesywnej wymiany stoją inne regulacje.
Najbardziej dotkliwe to zasady pochodzenia towarów (ROO, ang. Rules of Origin) - regulacje mające na celu sprawdzenie czy produkt, który zyskuje bezcłowy ‘wstęp’ na rynek unijny, na pewno został w pełni otrzymany w kraju, do którego preferencje handlowe są adresowane. Choć taka regulacja wydaje się zasadna to, jak pokazuje przykład handlu produktami morskimi może stać się poważną przeszkodą dla rozwoju. Do 2008 roku wywindowane restrykcje pozbawiały możliwości eksportu do UE ryb pozyskanych np. przez kutry należące do ugandyjskich firm i pływających pod ugandyjską banderą, jeśli na pokładzie ponad 50% załogi pochodziła z innych krajów (według ROO narodościowy skład załogi kutra jest istotny dla zakwalifikowania produktu jako „w pełni otrzymanego” w danym kraju).

Barierę stanowią również normy sanitarne i fitosanitarne (SPS). Zaprojektowane by chronić europejskich konsumentów wyznaczają często standardy trudne do spełnienia przez kraje ubogie, ponadto stosowane są wybiórczo. Oto przykład. W 2002 roku KE wyznaczyła na 0.05mg/kg maksymalny poziom kadmu, jaki może znajdować się w Miecznikach importowanych z Seszeli do UE, twierdząc, iż pierwiastek ten zagraża zdrowiu europejskich konsumentów. Zważywszy jednak, iż w tym samym czasie KE zezwalała na import skorupiaków, ostryg i wątroby wołowej, w których to ilość kadmu 10 razy przekracza limit nałożony na Miecznika, można wątpić w zasadność takiej restrykcji. Swój sprzeciw zgłaszali przedstawiciele Seszeli. Okazało się bowiem, że w tym samym czasie i miejscu Miecznik odławiany był i kierowany na wspólny rynek przez kutry europejskie. Z resztą sam fakt, że ryby upolowane przez floty państw członkowskich na wodach państwa nabrzeżnego, a następnie transportowane do UE nie są traktowane jako import i nie podlegają kontroli jakości, podczas gdy starannie kontroluje się towary wwożone do UE przez to państwo – jest nie tylko praktyką paradoksalną, ale zakrawa na dyskryminacje.

Ale problemy wynikające z handlu rybami to nie tylko niedopatrzenia urzędników, nierówna konkurencja, czy interes rybaków z Globalnej Północy versus Globalne Południe. To jak się okazuje także praktyka piracka!
IUU (Illegal, Unreported, Unregulated) – nielegalne, nieraportowane i nieuregulowane (NNN) pod tą nazwą kryje się proceder „prania brudnych ryb”, a dokładniej przemycania na terytorium UE bezprawnie odłowionych produktów pochodzenia morskiego. W ostatnich latach wzdłuż wybrzeża Afryki Zachodniej pojawiło się coraz więcej ‘pływających fabryk’ z Azji (głównie Chin i Korei Pn), czyli statków które bez licencji i zezwolenia zarzucają sieci na obszarach należących do jurysdykcji tamtejszych państwnabrzeżnych. Ów statki odławiają, a następnie dokonują obróbki towaru w bardzo niskich warunkach sanitarnych, a następnie dokonują nielegalnych transferów na kutry certyfikowane przez DG Sanco, Dyrekcję Generalną ds. Zdrowia i Konsumentów KE.

Jako istotną ‘ciekawostkę” należy potraktować fakt, że słynny na Wyspach Kanaryjskich port w Las Palmas jest jednym z cieszących się największą sławą wśród przemytników. Jako strefa wolnocłowa charakteryzuje się mało restrykcyjnymi kontrolami – i dlatego stanowi punkt kluczowy dla tranzytu nielegalnych towarów do UE. Nielegalne ryby mieszane są tu z legalnymi i mnożą się jak w nowotestamentowej przypowieści. Według raportu brytyjskiej Enviroinmental Justice Fundation (Pirate Fish on Your Plate, 2007) towar raz wyładowany w Las Palmas po otrzymaniu numeru identyfikacyjnego wydany przez DG Sanco może przedostać się do każdego miejsca w UE bez dalszych inspekcji. Ze śledztwa EJF wynika, że proceder przemytu NNN ryb do UE jest przynajmniej trójetapowy. Najpierw, na morzu dokonywany jest transfer pomiędzy legalnymi i nielegalnymi kutrami, następnie podczas przeładunków na chłodnicowiec i ostatecznie w Las Palmas. Według wyliczeń EJF państwa afrykańskie tracą na nielegalnym rybołówstwie około miliard dolarów rocznie.

Proceder ten nie miał by miejsca gdyby nie było na niego zapotrzebowania. Jego główną siłą napędową jest stale wzrastający popyt na produkty pochodzenia morskiego w Europie, dlatego ważne jest aby Wspólnota podjęła działania zmieniające status quo (poprzez zwiększenie efektywności kontroli w portach, stworzenie czarnej listy „pirackich” kutrów). Za pozytywne należy uznać, iż we wrześniu 2008 roku Rada UE przyjęła rozporządzenie ustanawiające wspólnotowy system zapobiegania NNN połowom oraz ich powstrzymywania i eliminowania, a pod koniec 2009r. KE wydała poradnik zawierający praktyczne wskazówki na ten temat, adresowany do państw członkowskich oraz państw trzecich.


Zarysowane pokrótce kwestie są jedynie „kroplą w morzu” problemów wynikają z umiędzynarodowienia handlu produktami pochodzenia morskiego. Niechlubnie dla regionów AKP (i innych), korzystne warunki geograficzne i wynikające z nich szanse nie przekładają się na wymierne korzyści. Słabsi jak zwykle tracą najwięcej, a potencjał rozwojowy marnowany jest po raz kolejny.

niedziela, 17 stycznia 2010

o biopaliwach inaczej

Tekst - pełna treść ukaże się w kolejnym wydaniu magazymu Ubóstwo, by PAH.

(ok. szczerze - 1 część jak u wszystkich co piszą nt., dalej kawałek o Indonezji. Ghanę muszę jeszcze ekplorowac - online)



Biopaliwa i rozwój…problemów.



W przyjętej przez Parlament Europejski w 2008 dyrektywie ramowej dotyczącej promocji wykorzystywania odnawialnych źródeł energii (RES) założono, że do roku 2020 20% energii produkowanej w UE będzie pochodziło ze źródeł odnawialnych, w tym obowiązkowo 10% takiej energii będzie wykorzystywane w transporcie. Dyrektywa ta spowodowała wzrost zapotrzebowania na konsumpcję biopaliw. Ograniczenia obszarowe UE wymogły import zbóż z których produkuje się bioetanol i biodizel z krajów trzecich.
Dla wielu krajów rozwijających się dysponujących dużymi obszarami agrarnymi, popyt na biopaliwa okazał się szansą łatwego zarobku. Od Brazylii, poprzez Mozambik, Ghanę, Tanzanię do Malezji i Tajlandii – znaczące ilości ziem uprawnych zostały przeznaczone pod uprawę roślin do produkcji biopaliw (Mozambik zamierza przeznaczyć na ten cel 40% swojego obszaru) i eksport do UE. Kontrowersji jakie narosły wokół biopaliw, jest wiele, poniżej przedstawione zostanie kilka z nich.

Najgłośniejsze to oskarżenie polityki unijnej o przyczynienie się do wzrostu światowych cen żywności. Faktem jest, iż kryzys żywnościowy sprzed dwóch lat zepchnął poniżej linii ubóstwa około 100mln, to był on spowodowany nałożeniem na siebie większej ilości czynników, a wzrost produkcji biopaliw był tylko jednym z nich.


Natomiast deforestacja – na obszarze pasa równikowego w Ameryce PD, Afryce czy Azji - płuc Ziemi, po to by ‘zmniejszyć emisję CO2 - jest nieszczęśliwym paradoksem i dowodem kompromitacji ‘racjonalności rynku’.

Masowa wycinka lasów w celu uzyskania obszarów pod uprawę roślin do produkcji biopaliw staje się także zarzewiem rozmaitych konfliktów. Wystarczy spojrzeć na Indonezję, która w ostatnich latach osiągnęła rekord w procesie deforestacji swojego terytorium. Masowe wylesienie, które często odbywa się przez wypalanie lasów uplasowało ten kraj na trzecim miejscu (za Chinami i USA) światowych emitentów gazów cieplarnianych. Jak wykazał raport Friends of the Earth – w Indonezji ekspansywna produkcja Olejowca Gwinejskiego z którego produkuje się biodizel doprowadziła do serii lokalnych konfliktów, a także podważyła skuteczność władz centralnych. Lokalne władze oraz firmy z prowincji Ketapong (Południowa Indonezja) czerpiące dochód z exportu Olejowca do UE, gwałtownie zwiększyły uprawę tej rośliny, kosztem lasów tropikalnych. W ciągu ostatnich trzech lat uprawy Olejowca zdołały pokryć 40% terytorium prowincji (obszar Belgii), co stało się możliwe ze względu na naruszenie indonezyjskiego prawa dt. ochrony lasów. Przykładowo w 2008 roku lokalne władze Katapong umożliwiły uprawę plantacji Olejowca 90 firmom, podczas gdy tylko 13 z nich uzyskało licencję z National Land Agency. Uprawa na pozostałych obszarach była więc nielegalna.



Unijna dyrektywa RES nie wymaga od producentów biopaliw dowodów o nienaruszalności prawa, co oznacza, że na rynki unijne mogą trafić surowce pozyskane w sposób nielegalny i podważający zasady ekorozwoju. Co więcej, jak pokazuje przykład prowincji Ketapong, powstawanie nielegalnych plantacji oznacza kontynuację bezprawia: brak jawności danych, monitoringu, konsultacji z lokalną społecznością, zapobiegania negatywnym skutkom wylesienia. Do końca 2008 roku w rejonie Ketapong 20 na 54 firm posiadających plantacje uwikłanych było w rozmaite konflikty (m.in. łamanie praw pracowniczych). Dodatkowo lokalne władze sprzyjające plantatorom przekazały im ziemie tradycyjnie należące do lokalnych społeczności (w rejonie Ketapong wyrugowano około 400 000 ludzi, pozbawiając ich tym samym tradycyjnych form gospodarowania). Nie wzmacnia to argumentu mówiącego, iż produkcja biopaliw staje się narzędziem do przeciwdziałania ubóstwu w krajach Globalnego Południa. A konsument europejski tankujący na stacji biodizel nie jest informowany o pochodzeniu surowca do którego korzystania obliguje go RES (firmy palnatorskie z Ketapong, jak: SimeDarby, Cargill, SMART, dostarczają paliwo na rynek UE).

Nie jest to bynajmniej odseparowany przykład. Podobne praktyki mają miejsce nie tylko w innych prowincjach Indonezji, ale choćby Malezji, Tajlandii, Brazylii, Gwatemali, Tanzani czy Ghanie. W tej ostatniej powierzchnię 10 000 hektarów ziemi ‘wyczyszczono’ z dotychczasowych upraw pod uprawę niejadalnej jatofy, z której produkuje się biodizel (szczególnie głośna okazała się sprawa wycinki lasów i zakładania nielegalnych plantacji w Północnej Ghanie przeprowadzona przez norweską firmę BioFuel Africa) .


Problemy jakie narastają w związku z promocją produkcji biopaliw ukazują negatywne implikacje, które pojawiają się zawsze gdy interesy krajów Globalnego Południa zostają zepchnięte na dalszy plan. Brak regulacji gwarantujących, że biopaliwa produkowane są zgodnie z zasadą ekorozwoju prowadzi do poważnych konsekwencji dla środowiska i ludzi w nim żyjących. Wracając jednak do samej kwestii polityki energetycznej pojawia się pytanie - czy sposobem na zapewnienie UE suwerenności energetycznej oraz przeciwdziałanie zmianom klimatu, nie powinny być działania zmierzające do zwiększenia efektywności energetycznej oraz obniżenie konsumpcji energii w krajach członkowskich?

nini bini

piątek, 4 grudnia 2009

NIESPÓJNOŚĆ POLSKIEJ POLITYKI Z CELAMI ROZWOJOWYMI na przykładzie HANDLU BRONIĄ.

TEKST JEST CZĘŚCIĄ PUBLIKACJI POLSKIEGO MANUALA DOT. SPÓJNOŚCI POLITYKI ROZWOJOWEJ UE, DOSTĘPNEGO TUTAJ

Wiązanie polityki rozwojowej z produkcją czy handlem bronią nie jest oczywiste. Wiedząc jednak, iż niektóre kraje rozwijające się, jak: Erytrea, Jemen, Burundi, Ruanda, Uganda czy Nepal przeznaczają na zbrojenia kwoty większe niż na edukację i służbę zdrowia łącznie - związek staje się ewidentny.

EU odpowiada za około 1/3 przepływu broni do państw Afryki, Azji i Ameryki Południowej, czyli do krajów rozwijających się, których rządy przeznaczają na zakup broni w sumie ponad 20 miliardów dolarów rocznie. Są to kwoty, które mogłyby zapewnić darmową edukację wszystkim dzieciom z tych rejonów, a zainwestowane w służbę zdrowia zredukowałyby śmiertelność noworodków o 2/3.


Brak skutecznej kontroli nad transferem broni to poważny problem największych światowych eksporterów, ale i Polski. W przeciwieństwie do innych krajów UE - u nas nie dyskutowany. Handel i transfer broni jest problematyczny w dwójnasób: eksport broni do krajów które są beneficjentami pomocy podważa szanse na utrzymanie stabilnego rozwoju społecznego (aspekt rozwojowy), natomiast udostępnianie niedemokratycznym reżimom potencjalnych narzędzi walki z opozycją karykaturyzuje idee poszanowania praw człowieka (aspekt humanitarny).



W istocie, wiele krajów będących w stanie konfliktów czerpie w broń (bezpośrednio lub pośrednio) od europejskich producentów. Jest to wyraźnie niespójne z celami rozwojowymi UE, której członkowie zobowiązali się do działań na rzecz zapewnienia w krajach Globalnego Południa stabilnego i zrównoważonego rozwoju społecznego.

W powszechnym mniemaniu problem omija nasz kraj. Nic bardziej mylnego. Raport Amnesty International z 2004 r. stwierdził, że wśród krajów, które eksportowały broń do Sudanu – użytą potem w atakach na ludność cywilną Darfuru – była także Polska. Choć incydentalnie, to faktycznie, w 1999 r. państwowa firma podpisała kontrakt z Jemenem na eksport 50 czołgów T-55, z których pierwsza dostawa 20 czołgów trafiła do Sudanu. Drugi transport został już przez Warszawę wstrzymany.

Eksport broni jest dochodową branżą, dlatego polscy producenci kontrakty negocjują z odległymi Indiami, Malezją, Indonezją, Irakiem, Libanem czy Filipinami. W planach jest także Ameryka Południowa, dochodzi do prób odzyskania „utraconych” rynków w Afryce. A nie są to bynajmniej stabilne demokracje. Dlatego wszędzie tam, gdzie istnieje zagrożenie, że wykorzystanie broni może podważyć cele rozwojowe lub naruszyć prawa człowieka, 'interes' powinien mieć drugorzędne znaczenie.

W Polsce decyzję o rodzaju i destynacji eksportu podejmuje Departament Kontroli Eksportu Ministerstwa Gospodarki, jednak to, co, gdzie i za ile sprzedaje polski przemysł, objęte jest tajemnicą. Urzędy i ministerstwa od lat unikają odpowiedzi na temat rynków zbytu przemysłu zbrojeniowego. Nie ma zatem gwarancji, że sytuacja sprzed lat się nie powtórzy.

Kolejnym aspektem polskiej polityki zbrojeniowej, wyraźnie niespójnym z celami rozwojowymi jest kwestia broni kasetowej, uznanej za jedną z najbardziej uciążliwych i niebezpiecznych dla ludności cywilnej. Bomby kasetowe to wystrzeliwane przez artylerię lub zrzucane z samolotów ładunki, które nad celem dzielą się na dziesiątki - czasem setki - mniejszych bomb. Choć z zasady mają służyć do niszczenia celów militarnych, sieją destrukcję na dużo większym obszarze. W konsekwencji 98% ofiar bomb kasetowych stanowią cywile. Według Human Rights Watch zostały użyte w zeszłorocznej wojnie gruzińsko-rosyjskiej.

Rok temu 103 kraje podpisały w Oslo Konwencję o zakazie używania, produkcji, magazynowania i transferowania broni kasetowej, która od czasów IIWŚ używana była na obszarach około 30 krajów, a do dziś jej elementy są obecne na terytoriach 17 państw, m.in. Afganistanu, Bośni, Kambodży, Kosowa, Laosu, Wietnamu.

Komisja Europejska od ponad 10 lat finansuje akcje rozbrajania min i niewybuchów oraz prowadzi działania edukacyjne oraz udziela pomocy ofiarom broni kasetowej. Po tym, jak w 2005r. nagłośnione zostały dramatyczne skutki jej użycia w Libanie, z unijnego budżetu przeznaczono ok. 525 milionów euro na pomoc rozwojową w tym kraju, finansując m.in. usuwanie niewybuchów.

Ale i pojawia się niespójność. Polska, będąca członkiem UE współfinansuje i uczestniczy w działaniach na rzecz minimalizacji negatywnych skutków użycia broni kasetowej, ale z drugiej strony nie przestaje produkować kasetowych bomb lotniczych, pocisków artyleryjskich czy nabojów do moździerzy. Te ostatnie są na wyposażeniu polskiego kontyngentu w Afganistanie. Pozostajemy w „mniejszościowym” gronie państw europejskich, które Konwencji z Oslo powiedziały „nie” .
Niestety, polska polityka wpisuje się tu w szerszy kontekst. Mimo, iż wraz z innymi 122 państwami podpisaliśmy w 1997r. Konwencję Ottawską o zakazie użycia, składowania, produkcji i przekazywania min przeciwpiechotnych oraz o ich zniszczeniu, to do tej pory nie została ratyfikowana, podczas gdy zrobili to nasi bezpośredni sąsiedzi Białoruś i Ukraina oraz cała UE z wyjątkiem Finlandii. Dodatkowo nasz kraj nadal składuje blisko 1 milion min przeciwpiechotnych.

niedziela, 1 listopada 2009

Fostering Global Responsibility, V Roundtable

A o to, co prezentowałam jako ISZ.
PCD, czyli Policy Coherence for Development.

Poniżej załączam kilka slajdów, a całą prezentację na stronie opublikuje Centrum Analiz Społeczno - Ekonomicznych Case.















poniedziałek, 19 października 2009

panelowanie się tutaj - już za tydzień!

On 29-30 October, CASE – Center for Social and Economic Research (PL) and Overseas Development Institute (UK) with the participation of the NGDO platforms from the Visegrad countries organise the round table “The position of the EU towards Policy Coherence for Development (PCD)” in Warsaw as a part of the project ‘Fostering Global Responsibility: Building a Development Policy Knowledge Network to Enhance NGO Public Outreach Initiatives in EU New Member States’.