czwartek, 7 października 2010

Rybołóstwo a rozwój/ tekst ukazał się w biuletynie Ubóstwo by PAH/ Fisheries and development policy

Łączenie rybołówstwa z kwestiami humanitarnymi nie jest automatyczną asocjacją. Zajmując się jednak międzynarodową wymianą produktów pochodzenia morskiego, owe implikacje stają się oczywiste


Dla miliarda ludzi zamieszkujących około 40 krajów rozwijających się, produkty pochodzenia morskiego stanowią fundament codziennej diety i są podstawą zarobkowania dla około 150 milionów ludzi. Tymczasem rosnący w ostatnich dekadach w krajach uprzemysłowionych popyt na ryby, tłuszcze i owoce morza doprowadził do wyginięcia wielu gatunków morskich. W konsekwencji doprowadziło to nie tylko do bezpowrotnej utraty bioróżnorodności, ale także postawiło w stan zagrożenia żywnościowego ludzi zamieszkujących najuboższe rejony świata, dla których ryby stanowią podstawowe źródła białka.


Według szacunków FAO rocznie 38 procent światowych połów podlega wymianie międzynarodowej (wolumen 55 milionów ton). Z tego to względu sektor rybołówstwa posiada wystarczająco duży potencjał, by odegrać istotną rolę w poprawie kondycji gospodarczej krajów Globalnego Południa. Przekonują o tym liczby - ponad połowa światowych połowów pochodzi rejonów rozwijających się, a 85 procent z całości, eksportowana jest do krajów uprzemysłowionych. Równocześnie FAO ostrzega - 75 procent światowych łowisk podlega nadmiernej eksploatacji. Populacje ryb większości mórz i oceanów gwałtownie spadają, ale podczas połowów giną także setki tysięcy morskich ptaków, żółwi i innych ssaków. Choć od ponad trzydziestu lat społeczność międzynarodowa próbuje przeciwdziałać ekstensywnej eksploatacji obszarów morskich poprzez wprowadzanie odpowiednich regulacji prawnych* nie zdołano zahamować negatywnej tendencji.


Zasadniczym przełomem była podpisana w 1982 roku w Montego Bay Konwencja Jamajska (UNCLOS, ang United Nation Convention on the Law of the Sea), która weszła w życie w po 12 latach, gdy ratyfikowała ją niezbędna liczba 60 państw (obecnie na liczba ta wynosi 158). Jednym z wielu celów Konwencji było ustanowienie zasad, które uniemożliwią nieograniczone połowy. Dlatego UNCLOS klasyfikując obszary morskie wyróżniła m.in. Wyłączną Strefę Ekonomiczną (EEZ, ang. Exlusive Economic Zone) – obszar na którym państwo nadbrzeżne posiada prawa suwerenne m.in. do eksploatacji zasobów żywych i nieożywionych w obrębie 200 mil morskich od linii brzegowej. Wszystkie państwa na jednakowych zasadach mogą korzystając z wolności morza pełnego, w tym z wolności żeglugi.


Ratyfikacja Konwencji o Prawie Morza (UNCLOS) w 1994 roku pociągnęła za sobą istotne skutki z punktu widzenia interesów gospodarczych sygnatariuszy. Wyznaczenie EEZs oznaczało oddanie pod jurysdykcję państw nabrzeżnych 95% światowych zasobów morskich. Do kompetencji tych państw należy odtąd decyzja o wydaniu zezwolenia na połowy obrębie EEZs flotom innych państw, ale jak zastrzega art.62 UNCLOS – decyzja taka może zapaść tylko wtedy, gdy państwo nabrzeżne dysponuje nadwyżkami ławic (gdy samo nie jest w stanie efektywnie odławia swoich zasobów). Otwarty dotąd dostęp do zasobów morskich – został zatem ograniczony, także dla floty UE, trzeciej co do wielkości na świecie.

„Spójność polityki na rzecz rozwoju to praca, która ma zapewnić, że cele i rezultaty rządowej polityki rozwojowej nie są zagrożone przez inne polityki tego samego rządu, mające wpływ na kraje rozwijające się, oraz że inne polityki wspierają rozwój tam, gdzie jest to możliwe”. OECD

Ostatecznie państwa UE uzyskują dziś dostęp do zasobów morskich państw trzecich poprzez negocjowanie umów akcesyjnych (rola KE), uzyskiwanie prywatnych licencji lub poprzez przedsięwzięcia typu joint venture. W praktyce europejskie floty rybackie uzyskują dostęp do zasobów morskich krajów trzecich (w większości rozwijających się) w zamian za nabywanie licencji, które stanowią rodzaj zapłaty i kompensacji finansowej dla krajów nabrzeżnych. Licencje te negocjowane są z krajami trzecimi przez KE w ramach FPA (ang. Fisheries Partnership Agreements) będących integralną częścią Wspólnej Polityki Rybołówstwa.

Mimo, iż oficjalnie UE wspiera implementację Zasad Odpowiedzialnego Rybołówstwa FAO (Code of Conduct for Responsible Fishieries) oraz dostrzega zależność między zrównoważonym rybołówstwem a redukcją ubóstwa – unijna realpolitik budzi wiele zastrzeżeń. Już sama kwestia procedur negocjacyjnych pomiędzy KE, a państwami rozwijającymi się przeczy zasadom partnerstwa i solidarności sformułowanym w kolejnych dokumentach regulujących współpracę na rzecz rozwoju (m.in.: Traktat o Ustanowieniu UE, Konwencja z Cotonou, Europejski Konsensus w Sprawie Rozwoju, Traktat o Funkcjonowaniu UE).

Ubiegłoroczny przykład umowy zawartej pomiędzy KE a Guinea–Bissau – obrazuje ów problem. Zaraz po sfinalizowaniu negocjacji Komitet ds. Rozwoju w PE, głosem europosłanki Evy Joly (Greens - EFA), wyraził ich krytykę, wskazując, iż grożą one zachwianiem równowagi tamtejszego ekosystemu (wyginięciem populacji krewetek) i udaremniają rozwój lokalnych społeczności (konkurencja miejscowych rybaków z wyspecjalizowaną flotą europejską). Stoi to w wyraźnej sprzeczności z art. 178 TUE definiującym współpracę rozwojową UE z krajami rozwijającymi się, która opierać się ma na zasadach zrównoważonego wzrostu. Dowodzi to tylko, iż WPRb, która za główny cel stawia sobie znalezienie optymalnej równowagi między podażą a popytem w interesie europejskich rybaków i konsumentów jest problematyczna z punktu widzenia celów polityki rozwojowej. Nasuwa się także pytanie o powody, dla których rząd, w tym przypadku Guinea -Bissau zgodził się na zawarcie umowy, która zagraża suwerenności żywnościowej mieszkańców kraju. Odpowiedź jest prosta. Opłaty licencyjne stanowią ponad 1/3 dochodów budżetowych rządu, a są o kwoty bez których funkcjonowanie i tak mało stabilnego państwa byłoby zagrożone. Nierównowaga jest oczywista. Niestety, po w prostym rachunku ekonomicznym chętnie wykorzystywana. Dlatego KE nie powinna porzucać ustaleń Konwencji z Cotonou, podkreślających wagę grupowania państw krajów podczas prowadzania negocjacji (grupa nawet najbiedniejszych państw dysponuje silniejszą pozycją negocjacyjną w stosunku do KE, aniżeli jeden kraj).

Największy jednak problem dotyczy handlu rybami pomiędzy UE a krajami rozwijającymi się, w szczególności zaś krajami grupy AKP, którym tradycyjnie poświęcam najwięcej miejsca. Mimo, iż eksport produktów z AKP na teren Unii mógłby stanowić znaczny impuls rozwojowy, to istnieje szereg trudności, które uniemożliwiają rozwój tego scenariusza. Faktem jest, że najsłabiej rozwinięte na świecie kraje (LDCs, ang. Least Developed Countries – większość z nich to kraje AKP) posiadają uprzywilejowany dostęp do rynków unijnych, dzięki regulacji EBA (Everything But Arms) przyjętej przez Radę w lutym 2001, która gwarantuje im bezcłowy i nielimitowany wstęp wszystkich produktów z tych krajów z pominięciem broni i uzbrojenia. Na przeszkodzie sukcesywnej wymiany stoją inne regulacje.
Najbardziej dotkliwe to zasady pochodzenia towarów (ROO, ang. Rules of Origin) - regulacje mające na celu sprawdzenie czy produkt, który zyskuje bezcłowy ‘wstęp’ na rynek unijny, na pewno został w pełni otrzymany w kraju, do którego preferencje handlowe są adresowane. Choć taka regulacja wydaje się zasadna to, jak pokazuje przykład handlu produktami morskimi może stać się poważną przeszkodą dla rozwoju. Do 2008 roku wywindowane restrykcje pozbawiały możliwości eksportu do UE ryb pozyskanych np. przez kutry należące do ugandyjskich firm i pływających pod ugandyjską banderą, jeśli na pokładzie ponad 50% załogi pochodziła z innych krajów (według ROO narodościowy skład załogi kutra jest istotny dla zakwalifikowania produktu jako „w pełni otrzymanego” w danym kraju).

Barierę stanowią również normy sanitarne i fitosanitarne (SPS). Zaprojektowane by chronić europejskich konsumentów wyznaczają często standardy trudne do spełnienia przez kraje ubogie, ponadto stosowane są wybiórczo. Oto przykład. W 2002 roku KE wyznaczyła na 0.05mg/kg maksymalny poziom kadmu, jaki może znajdować się w Miecznikach importowanych z Seszeli do UE, twierdząc, iż pierwiastek ten zagraża zdrowiu europejskich konsumentów. Zważywszy jednak, iż w tym samym czasie KE zezwalała na import skorupiaków, ostryg i wątroby wołowej, w których to ilość kadmu 10 razy przekracza limit nałożony na Miecznika, można wątpić w zasadność takiej restrykcji. Swój sprzeciw zgłaszali przedstawiciele Seszeli. Okazało się bowiem, że w tym samym czasie i miejscu Miecznik odławiany był i kierowany na wspólny rynek przez kutry europejskie. Z resztą sam fakt, że ryby upolowane przez floty państw członkowskich na wodach państwa nabrzeżnego, a następnie transportowane do UE nie są traktowane jako import i nie podlegają kontroli jakości, podczas gdy starannie kontroluje się towary wwożone do UE przez to państwo – jest nie tylko praktyką paradoksalną, ale zakrawa na dyskryminacje.

Ale problemy wynikające z handlu rybami to nie tylko niedopatrzenia urzędników, nierówna konkurencja, czy interes rybaków z Globalnej Północy versus Globalne Południe. To jak się okazuje także praktyka piracka!
IUU (Illegal, Unreported, Unregulated) – nielegalne, nieraportowane i nieuregulowane (NNN) pod tą nazwą kryje się proceder „prania brudnych ryb”, a dokładniej przemycania na terytorium UE bezprawnie odłowionych produktów pochodzenia morskiego. W ostatnich latach wzdłuż wybrzeża Afryki Zachodniej pojawiło się coraz więcej ‘pływających fabryk’ z Azji (głównie Chin i Korei Pn), czyli statków które bez licencji i zezwolenia zarzucają sieci na obszarach należących do jurysdykcji tamtejszych państwnabrzeżnych. Ów statki odławiają, a następnie dokonują obróbki towaru w bardzo niskich warunkach sanitarnych, a następnie dokonują nielegalnych transferów na kutry certyfikowane przez DG Sanco, Dyrekcję Generalną ds. Zdrowia i Konsumentów KE.

Jako istotną ‘ciekawostkę” należy potraktować fakt, że słynny na Wyspach Kanaryjskich port w Las Palmas jest jednym z cieszących się największą sławą wśród przemytników. Jako strefa wolnocłowa charakteryzuje się mało restrykcyjnymi kontrolami – i dlatego stanowi punkt kluczowy dla tranzytu nielegalnych towarów do UE. Nielegalne ryby mieszane są tu z legalnymi i mnożą się jak w nowotestamentowej przypowieści. Według raportu brytyjskiej Enviroinmental Justice Fundation (Pirate Fish on Your Plate, 2007) towar raz wyładowany w Las Palmas po otrzymaniu numeru identyfikacyjnego wydany przez DG Sanco może przedostać się do każdego miejsca w UE bez dalszych inspekcji. Ze śledztwa EJF wynika, że proceder przemytu NNN ryb do UE jest przynajmniej trójetapowy. Najpierw, na morzu dokonywany jest transfer pomiędzy legalnymi i nielegalnymi kutrami, następnie podczas przeładunków na chłodnicowiec i ostatecznie w Las Palmas. Według wyliczeń EJF państwa afrykańskie tracą na nielegalnym rybołówstwie około miliard dolarów rocznie.

Proceder ten nie miał by miejsca gdyby nie było na niego zapotrzebowania. Jego główną siłą napędową jest stale wzrastający popyt na produkty pochodzenia morskiego w Europie, dlatego ważne jest aby Wspólnota podjęła działania zmieniające status quo (poprzez zwiększenie efektywności kontroli w portach, stworzenie czarnej listy „pirackich” kutrów). Za pozytywne należy uznać, iż we wrześniu 2008 roku Rada UE przyjęła rozporządzenie ustanawiające wspólnotowy system zapobiegania NNN połowom oraz ich powstrzymywania i eliminowania, a pod koniec 2009r. KE wydała poradnik zawierający praktyczne wskazówki na ten temat, adresowany do państw członkowskich oraz państw trzecich.


Zarysowane pokrótce kwestie są jedynie „kroplą w morzu” problemów wynikają z umiędzynarodowienia handlu produktami pochodzenia morskiego. Niechlubnie dla regionów AKP (i innych), korzystne warunki geograficzne i wynikające z nich szanse nie przekładają się na wymierne korzyści. Słabsi jak zwykle tracą najwięcej, a potencjał rozwojowy marnowany jest po raz kolejny.